Czy warto przyznawać się do wykroczeń drogowych?
Jeśli kiedykolwiek zdarzyło ci się przejechać na czerwonym świetle, warto zastanowić się, czy opłaca się przyznawać do winy. Pewna sytuacja, którą opiszę, ilustruje, jak nieprzewidywalne mogą być konsekwencje takich wyborów.
Moja żona zwróciła mi uwagę na mieszkańca naszego osiedla, który notorycznie przejeżdżał na czerwonym świetle. Jego samochód był charakterystyczny, co ułatwiało zidentyfikowanie go w tłumie. Mimo niewielkiego ruchu, kierowca decydował się na zignorowanie sygnalizacji, aby zaoszczędzić czas. Obawiałem się o bezpieczeństwo dzieci, które idą tamtędy do autobusu, dlatego postanowiłem zgłosić sprawę policji, przesyłając nagranie przez platformę Stop Agresji Drogowej.
Po pewnym czasie sprawa utknęła w martwym punkcie, a kilka tygodni temu otrzymałem pismo o umorzeniu śledztwa. Okazało się, że kierowca nie musiał wskazywać osoby, która prowadziła jego samochód, więc nie został ukarany punktem karnym za wykroczenie. Nałożono jedynie karę za niewskazanie sprawcy. Dlaczego to zrobił? Bo to mu się opłaca, zwłaszcza po dokładnym przestudiowaniu taryfikatora mandatów.
Taryfikator przedstawia szereg zasad dotyczących niewskazania sprawcy. Na przykład: jeśli nie wskażesz kierującego w sprawie o przestępstwo, dostaniesz karę 4000 zł, a w przypadku zagrożenia w ruchu drogowym – 2000 zł. Inne wykroczenia potrafią kosztować znacznie mniej, co sprawia, że to działanie może wydawać się kuszące.
Jednakże, przejazd na czerwonym świetle jest klasyfikowany jako "inne wykroczenie". W sytuacji, gdy zostaniesz złapany i przyznasz się do winy, mandatu wyniesie 500 zł, ale otrzymasz aż piętnaście punktów karnych. Alternatywnie, jeśli odmówisz wskazania sprawcy, kary finansowe będą takie same, ale unikniesz punktów. Taka sytuacja może prowokować do lekceważenia prawa i podważania jego sensu.
Osobiście popieram surowsze podejście do właścicieli pojazdów. Wskazanie sprawcy powinno wiązać się z konsekwencjami – punkty karne i mandat powinny być nieodłączne. Tylko w ten sposób można ograniczyć patologiczne zachowania na drogach. Ważne, aby każdy kierowca pamiętał, że ochoty na jazdę na czerwonym świetle dzieje się za 500 złotych. To cena odpowiedzialności.