Stellantis zmienia podejście do produkcji
Stellantis podejmuje niezwykle intrygujące kroki, które odwracają uwagę od tradycyjnej produkcji samochodów w kierunku… dostarczania ludziom rozrywki. Tak, dobrze słyszeliście! Od pół roku możemy obserwować ruchy, które są niczym innym jak szokującymi decyzjami i oznaczają nową erę w branży motoryzacyjnej. Carlos Tavares, prezydent grupy, made headlines zapowiedzią sprzedaży marek, które nie przyniosą zysków w ciągu najbliższej dekady, co wzbudziło panikę wśród inwestorów. Po kolejnej burzy medialnej zarząd zaklinają rzeczywistość, mówiąc, że prezes nie miał tego na myśli.
Za tymi doniesieniami poszły zmiany w zarządzie – Tavares ma przejść na emeryturę, a na jego miejsce awansował Jean Philippe Imparato, były szef Alfy Romeo. Jego obiecywana transformacja marki była ogromnym nadzieją, co doprowadziło do wyższej pozycji w samej Stellantis. Jednakże, wydaje się, że jego ostatni pomysł na przyszły rok może być niewłaściwie postrzegany.
W kluczowej zmianie strategii, Stellantis postanowi ograniczyć produkcję samochodów spalinowych, aby przestawić klientów na elektryki, co wydaje się być dość ryzykownym krokiem. W 2024 roku wchodzą w życie nowe przepisy dyrektywy CAFE, które zaostrzają normy emisji dla producentów, stawiając ich w trudnej sytuacji. Nawet Toyota, lider rynku, będzie musiała ponosić koszty, co oznacza, że inne marki nie mogą liczyć na łatwe wyjście z tej sytuacji.
Imparato ma zamiar wprowadzić strategię, w której ograniczy sprzedaż samochodów spalinowych, oferując jednocześnie elektryczne alternatywy jako opcje dla klientów. W teorii, ma to przyspieszyć sprzedaż elektryków, stawiając kupujących przed dylematem: czekać na spalinowy pojazd czy wybrać elektryka od ręki. Niemniej jednak, rodzi się pytanie, co stanie się, gdy klienci nie poddadzą się tej manipulacji i zechcą po prostu to, co chcą – tj. pojazd spalinowy.
W przypadku, gdy entuzjasta silników spalinowych trafi do salonu i nie znajdzie interesującej go opcji, logicznym krokiem byłoby zwrócenie się do konkurencji, która nie stawiałaby takich przeszkód. Obawiam się, że zamierzona regulacja sprzedaży może przynieść odwrotny skutek, bo w świecie codziennych samochodów taki przymus nie zadziała. Moje szanse na sukces tego planu oceniam na zaledwie 10 procent. Czy może lepiej aktywniej lobbować w UE? Przez ostatnie problemy z produkcją w Stellantis można odnieść wrażenie, że ich plan już jest w fazie realizacji.