Koniec carsharingu Panek: co dalej?

Koniec carsharingu Panek: co dalej?

Firma Panek ogłosiła zawieszenie swojej usługi carsharingu, wskazując na „wysoką szkodowość użytkowników”. To zaskakujące, biorąc pod uwagę, że problemy tej firmy były znane już od roku, kiedy to zapowiedziano restrukturyzację. Wówczas pojawiły się niepokojące informacje o pracownikach, którzy niekorzystnie sprzedawali pojazdy, co przyczyniło się do strat rzędu kilku do kilkunastu milionów złotych.

W przeszłości korzystałem z usług Paneka i byłem zadowolony z oferty. Wprowadzanie do floty aut sportowych czy klasycznych wprowadzało element radości do wynajmu. Pojazdy takie, jak Pankiem-Polonezem, cieszyły się dużym zainteresowaniem, a firma budowała społeczność, która angażowała się w zarządzanie samochodami, zdobywając punkty za pomoc. Jednak z czasem nadmiar konkurencyjnych usług takich jak Uber czy Bolt osłabił sens carsharingu.

Czy rezerwacja auta i walka o miejsce parkingowe mają sens, kiedy można skorzystać z transportu, który przyjedzie pod nasze drzwi? Często cena takiego transportu była bardziej atrakcyjna dzięki promocjom, co sprawiło, że wypożyczanie aut straciło na atrakcyjności.

Firma Panek próbowała dostosować się do nowych realiów, zmieniając miejsca operacyjne i zasady wynajmu, ale na marne. Mimo że komunikat nie wymienia przyczyn finansowych, można zauważyć, jak inne firmy z sektora carsharingu stawały wobec podobnych wyzwań. Część z nich już się poddała, a inne, jak Traficar, próbują odbudować swoją pozycję w rynku.

Według informacji panek, ostatnie dni działania carsharingu zaplanowane są na 28 marca 2025 roku, po czym firma skupi się na wynajmie długoterminowym. Główne powody tej decyzji to:

  • wysokie koszty związane z nieprawidłowym użytkowaniem aut
  • brak ulg dla operatorów usług
  • wysokie składki ubezpieczeniowe dla współdzielonych pojazdów

Punkty dotyczące szkód i kosztów z pewnością są ze sobą powiązane. Inna kwestia to brak ulg dla wynajmujących. Ekonomia współdzielenia bywa w rzeczywistości przeceniana — carsharing to tak naprawdę tradycyjny wynajem auta pod innym szyldem, a dostępność aut w miastach wzrasta, podczas gdy miejsca parkingowe znikają.

Panek podkreśla, że średnie dodatkowe koszty przypadające na jedno auto mogą wynosić nawet 3 tys. zł w niektórych miesiącach. Problemy podsycają również klienci, którzy nie chcą ponosić kosztów za zaistniałe szkody, a miasto nie oferuje ulg w opłatach parkingowych. Również wzrost cen paliw i trudności z parkowaniem przyczyniły się do pogorszenia sytuacji.

Nie można jednak zaprzeczyć, że Panek miał ambitne plany i zasoby — w swojej flocie posiadał 2,7 tys. pojazdów, które można było wynajmować w 250 miastach. Z usług firmy skorzystało ponad 1 mln klientów, przejeżdżając łącznie 200 mln kilometrów. Mimo to, te liczby nie uratowały firmy w trudnym rynku, na którym walczyli również inni operatorzy.