Unikatowa Toyota Sera z Ukrainy z nietypowym tuningiem
W Ukrainie można natknąć się na wiele motoryzacyjnych dziwactw, od modeli, które nie powinny tam być, po wyjątkowo zaskakujące przeróbki. Jednym z takich unikatowych przypadków jest niezwykła Toyota odkryta w Odessie, która przyciągnęła uwagę pana Toma Pluemecke. Po wrzuceniu zdjęć do motoryzacyjnej grupy na Facebooku, zaczęto mówić o tym samochodzie jako o rzekomym mutant z Czernobyla.
Jednak spokojnie, to nie żaden potwór. Mowa o Toyocie Sera, modelu nieco zapomnianym, ale wyjątkowym. Produkowany w latach 1990-1995, Sera to mały hatchback-coupe o długości 386 cm, który przyciągał spojrzenia dzięki podnoszonym drzwiom, znanym jako motylkowe. Tego samego rozwiązania użyto później w legendarnym McLarenie F1.
Design Toyoty Sera był dość konwencjonalny, przód przypominał większy model Curren, podczas gdy tył nawiązywał do popularnej Toyoty MR2. Pod maską krył się jedynie benzynowy silnik o pojemności 1.5, znany z serii E, który generował 110 KM. Choć nie był to olbrzymi dorobek mocy, dzięki niskiej wadze auta, osiągi nie były złe - 8,6 s do setki i prędkość maksymalna 180 km/h.
Jednak niektórzy entuzjaści przerabiali Sery na bardziej sportowe wersje, montując turbodoładowane silniki 1.3 z Toyoty Starlet Glanza, które mogły oferować nawet 300 KM. Inni natomiast decydowali się na elektryfikację samochodu, co zaowocowało kilkoma egzemplarzami w Australii i Nowej Zelandii. Wyprodukowano jedynie 16 tysięcy egzemplarzy, z czego tylko niecała setka trafiła poza Japonię. Dla wielu fanów gier komputerowych, Sera jest znana jako jeden z najciekawszych samochodów w serii Gran Turismo.
To jednak nie wszystko, bo w Ukrainie ta Toyota została znacznie przekształcona. Choć bazuje na modelu Sera, w tym egzemplarzu zmodernizowano m.in. przednią część, która teraz przypomina Datsuna/Nissana Fairlady Z, najprawdopodobniej model 240Z z lat 1969-1973. Nowe elementy zostały sprytnie dopasowane do reszty nadwozia, ale pewne detale, jak wlot powietrza, zostały zredukowane do kawałka blachy. Wizualnie całość utrzymano w wojskowej zieleni z dodatkowymi grafikami.
A jak samochód, przeznaczony pierwotnie na rynek japoński, znalazł się w Ukrainie? Istnieje prawdopodobieństwo, że po prostu trafił tam przez Rosję - wiele samochodów JDM importowanych jest w ten sposób w regiony bliskie Rosji. Możliwe, że entuzjasta motoryzacji sprowadził go bezpośrednio z Rosji do Odessy, co przed 2014 rokiem nie było tak rzadkim zjawiskiem.
Co ciekawe, według ukraińskiego serwisu, auto jest zarejestrowane jako Toyota Sera z 1984 roku, co potwierdza bałagan w tamtejszych dokumentach. Przemalowana na wojskową zieleń Toyota nie odzwierciedla rzeczywistego stanu zarejestrowanego samochodu, który kiedyś był czarny. Jest to tylko wisienka na torcie w tej historii - historia jednego z najdziwniejszych i najfajniejszych mutantów japońskiej motoryzacji, który przeszedł długą drogę do Ukrainy.