Motocyklista z problemami po obiciu samochodu

Motocyklista z problemami po obiciu samochodu

W czasie korka kierujący motocyklem niechcący obtarł zaparkowany samochód. Zdarzenie wydawało się błahe, a spisane oświadczenie miało zakończyć sprawę. Jednak, jak się okazało, to dopiero początek serii problemów dla motocyklisty.

Kto jeździ motocyklem, ten wie, że w gęstym ruchu czasem trudno uniknąć małych stłuczek. Motocykliści próbują omijać stojące pojazdy, ale wąskie przestrzenie mogą doprowadzić do nieprzyjemnych sytuacji. Wydaje się, że w takim przypadku wystarczy mieć ubezpieczenie, które pokryje szkody. Jednak niedawna sytuacja skonfrontowała motocyklistę z nieoczekiwaną rzeczywistością — otrzymał pismo, które zaskoczyło go jeszcze bardziej, wskazujące na brak uprawnień do prowadzenia swojego pojazdu.

Motocyklista miał kategorię A2, która pozwala na prowadzenie motocykli o mocy do 35 kW. Zaskakujące jest to, że jeden z najpopularniejszych modeli - Kawasaki Ninja 636 - ma moc od 125 do 130 KM, co wyklucza go z tej klasyfikacji. To nie byłoby problemem, gdyby motocykl był zarejestrowany na A2, bowiem w przypadku braku legalnej rejestracji, to sporna sprawa.

Ubezpieczyciel zwrócił poszkodowanemu pieniądze, ale jednocześnie zażądał od motocyklisty ich zwrotu, argumentując jazdę bez odpowiednich uprawnień. Pojawiło się więc kluczowe pytanie: czy motocykl był zarejestrowany jako pojazd o mocy do 35 kW? Jeśli tak, to nie można obciążać kierowcy brakiem uprawnień, nawet jeśli rejestracja była nieprawidłowa.

Jednak sprawa może być bardziej skomplikowana. Nawet jeśli motocykl miał moc 35 kW, ale jego pierwotna moc wynosiła więcej, to taka przeróbka jest niezgodna z prawem. Mamy zatem sytuację, w której kierowca posiada ważną kategorię A2, ale też przerobił motocykl z naruszeniem przepisów. I tak pojawił się problem jazdy „bez uprawnień”.

Potrzebna zmiana: obowiązujące przepisy powinny być dostosowane do realiów i ułatwiać życie, a nie stanowić pułapkę dla kierowców, którzy starają się przestrzegać zasad. Wprowadzenie tak szczegółowych kategorii, jak AM, A1 czy A2, często prowadzi do absurdalnych sytuacji. Wydaje się, że całe zamieszanie wywołuje jedynie chęć ukarania kierowcy, który przecież przeszedł formalności i posiada odpowiednią wiedzę o prowadzeniu motocykla.

Kwestia intencji motocyklisty też jest ważna: czy rzeczywiście powinien był sprawdzać legalność rejestracji? W świetle prawa jest on zobowiązany ufać właściwym dokumentom. To sprawia, że sytuacja staje się bardzo interesująca z perspektywy prawnej. Ubezpieczyciel dysponuje czasem i środkami, aby walczyć w sądzie, podczas gdy kierowca motocykla, wydając ogromne sumy na naprawę, może nie mieć szans na wygraną. Gdyby nie istnienie osobnych kategorii, takich jak A2, sprawy mogłyby wyglądać zupełnie inaczej — wydaje się, że zasady egzaminu na A2 są de facto takie same jak dla kategorii A.